|

Kiedy dusza śpiewa?

Najprościej rzecz ujmując: kiedy robisz to, co sprawia Ci radość i kiedy dajesz radość innym.

W buddyjskiej medytacji XVI Karmapy padają słowa:
oświecenie jest ponadczasową, najwyższą radością.

Takie to proste?
Tak, takie to proste. Tylko umysł lubi komplikować, bo nie dowierza prostocie.

Kiedy zapominasz o radości, wracaj do życia.
Do prostych, codziennych czynności wykonywanych z całym zaangażowaniem, skupieniem i uwagą.
Ta uwaga, czyli pełna obecność, tworzy pomost między doświadczającym, a doświadczeniem.

Nie jesteś tu po to, aby zarabiać, płacić podatki i umrzeć.
A więc po co?
Może właśnie po to, by być obecnym i namacalnie doświadczać życia?
Praktykowana uważność pomaga przywrócić rodzaj obecności, która otwiera na poczucie głębszego sensu egzystencji, na jej mistyczność.

Inaczej życie łatwo staje się pogonią za tym, co przyjemne i ucieczką od tego, co nieprzyjemne.
A przecież nie o to chodzi, by być na nieustającym haju…
Tak się nie da.
Nie da się jeść codziennie deseru na obiad.
Może to przyjemne, ale czy na dłuższą metę odżywcze?

Sztuką jest umieć oddzielić poczucie szczęścia od przyjemności.
Bo przecież i w smutku można odnaleźć podskórnie pulsującą radość – poczucie, że jestem, żyję, czuję…
A więc nie jest wcale tak źle. 😉

Każda chwila niesie sposobność wyboru i zadania sobie pytania:
Co w tej chwili mogę zrobić, aby poczuć się lepiej?
Jak mogę siebie wesprzeć?
Co jest dla mnie prawdziwe?

Co teraz mogę zrobić dla siebie?

Ważne, aby się siebie nie wyrzekać — żadnej cząstki siebie.
Nawet tej poranionej, czy bardzo zagubionej.
Zwłaszcza tej.
A raczej zapytać: hej, jak Ci mogę pomóc?
Zobaczyć, ukochać.
Być dobrym dorosłym dla swojego wewnętrznego dziecka.

Tylko tak zaopiekowane wewnętrzne dziecko może być źródłem pasji i radości życia.
Bo to przecież dziecko potrafi się zachwycić rosą na trawie, odblaskami słońca na wodzie, tęczą i gwiazdami na niebie…

Cudowne, magiczne dziecko…
Ono lubi uciekać w świat fantazji, gdy dzieje się źle.
I bardzo potrzebuje wewnętrznego dorosłego, by prowadził je przez życie za rękę i mówił: wszystko dobrze, kochanie, jestem przy Tobie.
Wtedy można już nie tylko roić sobie wielkie plany, ale i po nie sięgać.
I to z całą frajdą.
Bo dorosły umie wytyczać kurs i nim podążać.
A dziecko umie się bawić i cieszyć życiem.

Tak więc potrzebni są obydwoje. 🙂
Dorosły bez dziecka to ciągłe działanie z powinności, nie z radości.
A dziecko bez dorosłego to podążanie za impulsami, które rychło sprowadzi na manowce.

True story.
Czemu taka jestem tego pewna?
Ha, testowane na ludziach, czyli na mnie. 🙂

 

Podobne posty, które mogą Cię zainteresować