Ratunku, tonę w emocjach!
Życie na Ziemi ma to do siebie, że nie wszystko jest idealne.
Owszem, w pewnym sensie wszystko JEST idealne, jednak prędzej, czy później coś wytrąci Cię z równowagi i spadniesz z duchowej chmurki wprost na ziemię. Może ochroni Cię miękki mech, a może obijesz dupsko o twardą skałę.
A lądowanie zależeć będzie głównie od tego, na ile dana sprawa dotyka Twoich personalnych zranień…
Im bardziej dotyka, tym trudniej.
Ale paradoksalnie jest to wspaniała okazja, by wyjść życiu naprzeciw i wbrew wszystkiemu spojrzeć na bieżącą sytuację w świeży sposób, jak dziecko, które nic jeszcze nie wie o życiu i niczego nie zakłada, bo nie ma bagażu tzw. życiowych doświadczeń…
Wszak ta sytuacja JEST NOWA i niekoniecznie musi być powtórką raniącej sytuacji z przeszłości. Nałożenie filtru przeszłości tylko pogarsza sprawę.
Jednak odsunięcie od siebie trudnych emocji z przeszłości wcale nie musi być wówczas proste… Nie chodzi też o to, aby je ignorować, bo byłby to przejaw braku szacunku do siebie. Te emocje są, wynikają z Ciebie, takiej/takiego, jaką/jakim jesteś w tym momencie. I to jest prawdziwe. To jest niezbywalna prawda o Tobie w tej chwili i próba amputowania tej zbolałej i poranionej części siebie byłaby zadaniem sobie gwałtu.
Jak więc sobie pomóc?
Przede wszystkim zadbać o siebie, o ciało, o to, by czuć się dobrze.
To czas, aby być dla siebie jak dobra, współczująca i kochająca matka.
To czas, aby okazać sobie miłosierdzie.
Nie dokładać sobie zajęć, nie dowalać sobie krytyką, lecz otulić się miłością własną, miłością przyjaciół, miłością czworonogów…
I zadbać o ciało. Bo ciało pamięta. To co dobre, i to co złe.
Tylko jak w praktyce zadbać o ciało, gdy nawet nie mam siły się ruszać?
Sposobów jest wiele:
– masaż (masaż powięziowy, masaż dotyk motyla, masaż szwedzki; do wyboru, do koloru 😉 );
– terapia czaszkowo-krzyżowa;
– terapia Bowena;
– akupunktura, akupresura;
– floating;
– joga (jeśli już ciałko doznało choć trochę dobroci, to chęć do ruchu na pewno wróci 🙂 ).
A ze sposobów totalnie bezpłatnych:
– głęboki, świadomy oddech; wizualizujemy, że energia wpływająca wraz z oddechem omywa całe ciało, oczyszcza i uzdrawia.
To podręczna apteczka technik, po które można sięgnąć w potrzebie. Jak powiedział OSHO (cytat zaczerpnięty z pamięci własnej, bo kompletnie pamiętam, z której to książki):
Żadne techniki nie są potrzebne, jednak bez nich trudno będzie Ci ruszyć z miejsca.
Sprawdzaj po prostu, co jest dla Ciebie. To nie są procedury, które trzeba koniecznie przejść, aby uzyskać wymarzony efekt. Być może Twoja intuicja poprowadzi Cię całkiem inną drogą. I z pewnością będzie to droga najlepsza dla Ciebie.
Teoretycznie można porzucić wszelkie techniki. Praktycznie bywa to wymagającą ścieżką. Wymagającą totalnego zaufania do siebie, do swojej mocy, intuicji, do życia…
Czasem łatwiej sięgnąć po techniki. I nie ma w tym nic złego.
Zresztą jedno nie wyklucza drugiego, bo intuicja może podszepnąć konkretną technikę.
I nierzadko tak właśnie się dzieje. Bo tak szybiej i prościej.
Sam/a się sobą opiekujesz.
Tak już jest.
Opieka z zewnątrz to bonusik. 🙂
O tyle jeszcze „złośliwy”, że ma w zwyczaju pojawiać się dopiero wtedy, gdy naprawdę sam/a umiesz o siebie zadbać…
Dopiero człowiek zaopiekowany może poczuć, że… jest zaopiekowany przez Wszechświat.
Bo tak jest w istocie.
Jednak łatwo o tym zapomnieć, gdy się traci balans.
Dopiero człowiek zaopiekowany może prawdziwie przyjąć życie takie, jakim ono jest, nie stawiając mu wymagań i warunków, lecz zapraszając to, czego gorąco pragnie.
Bez lęku, zmartwień i smutku, lecz z ufnością, że o wszystko już zadbano.
Bo szczera intencja zawsze się spełnia.
Czasem tylko forma spełnienia zaskakuje. 😉
???
Niech się dzieje!
Dla dobra wszystkich czujących Istot.