|

Wejście Bogini

We współczesnym świecie brakuje rytuałów przejścia.
Rytuałów znaczących przejście z dzieciństwa w dorosłość.
Rytuałów przywracających pamięć połączenia z naturą i ze wszystkim, co istnieje.
Czy wreszcie rytuałów mocy.

Rytuał mocy może być inicjacją w ścieżkę szamańską.
Może być również inicjacją w dowolny archetyp, czy aspekt osobowości, który chcemy wydobyć na światło dzienne i bardziej świadomie realizować w życiu.

Oczywiście można sięgnąć do różnych tradycji i niejako przyswoić sobie pewne rytuały, jednak osobiście wolę podejście kreatywne. Gdzieś na styku szamanizmu i sztuki.
A już totalnie najciekawsze jest to, co wydarza się znienacka.

I tak – w sposób totalnie zaskakujący – bodypainting, będący częścią filmowej charakteryzacji, stał się dla mnie swoistym rytuałem objęcia boginicznej mocy i dopełnieniem połączenia ze światem natury.

Ale od początku…
W lipcu zeszłego roku zostałam zaproszona do udziału w filmie reżyserowanym przez moją Przyjaciółkę ( „Pietka” , reż. Eliza Ratajczyk). Jako kto, zapytacie?
Ano, jako aktorka. 🙂
Rola? Leśna bogini.
Czyli personifikacja Matki Natury, nawiązująca do postaci Pachamamy.

I tu na scenę wkracza charakteryzator, czyli
Marcin Urzędowski (Prepostevolution), który w magiczny sposób wydobył ze mnie tę postać.
Najśmieszniejsze jest to, że w trakcie tego „ rytuału” kompletnie nie miałam świadomości, że właśnie wydarza się coś aż tak znaczącego.
Po prostu: piękne, radosne doświadczenie w atmosferze letniej beztroski, zabawy i lekkości bytu.
Odegrałam swoje sceny, a w zasadzie byłam w nich boginią, a po wszystkim pojechałam do domu zmyć z siebie farbę.
Tak to już jest, gdy jesteś boginią. Nie zastanawiasz się nad tym, po prostu nią jesteś. 😉
A tak serio…
Poczułam, że złapaliśmy mocne energetyczne połączenie i że właśnie odbywa się między nami bezsłowna komunikacja, której umysł kompletnie nie jest w stanie ogarnąć.
Trochę to było wszystko jak we śnie, jak w innej rzeczywistości.
Dosłownie i w przenośni.
Bo oglądając za kilka dni fotki z backstage’u zobaczyłam, że pewne rzeczy widziałam w zupełnie inny sposób niż to, jak faktycznie się prezentowały na zdjęciach…
Tamtego dnia widziałam rzeczywistość jakby wewnętrznie rozświetloną.
Przez co niektóre barwy miały dla mnie całkiem odmienny wygląd.
Co nie dowodzi tego, że zwariowałam (albo że ktoś tak sfotoszopował zdjęcia), ale raczej tego, że rzeczywistość dosłownie jest kwestią umowną.
Wypadkową różnych filtrów percepcyjnych.
A że akurat działa się magia, wszystko wokół wyglądało magicznie i… wydawało mi się to najnaturalniejszą rzeczą pod słońcem.

Archetyp Bogini jest mi szczególnie bliski i pewnie również dlatego to, co się wydarzyło było tak doniosłe w skutkach.
Co się zmieniło?
Moje subiektywne odczuwanie i postrzeganie różnych spraw, które akurat wydarzały się w moim życiu.
Odchodzący w siną dal mężczyzna wydał mi się strupem, który odpadł samoistnie i naturalnie.
Odeszła również i praca, która mnie uwierała i nie dawała przestrzeni na zaczerpnięcie oddechu pełną piersią.
Pojawiła się przestrzeń na nowe.
I owszem, nowe przyszło: nieidealne, niosące nowe wyzwania, ale jednak bardzo obiecujące i ciekawe.
I o wiele bardziej ekscytujące od „starego życia”.
Przyszła nowa praca, pojawiły się nowe znajomości, otworzyła się też przestrzeń na pracę z ludźmi i prowadzenie własnych warsztatów rozwojowych.

Czary mary?
Może i tak. 🙂
Ale najważniejsze, że działa.

Podobne posty, które mogą Cię zainteresować