Zapisy z przeszłości
Nie wszystkie dni są piękne. To subiektywne, ale… tyż prawda.
Czasem myśli pędzą neurotycznym torem, wkradają się lęki, obawy i niewiara, podyktowane doświadczeniami z przeszłości. Typowy dzień z d_py.
W takim dniu to, co wcześniej budziło radość i entuzjazm, wydaje się zbyt piękne, aby było prawdziwe.
W takich chwilach najtrudniej sobie pomóc.
Na wagę złota są wtedy przyjaciele dla których jest się ważnym nawet w swym nienajpiękniejszym wydaniu. Z zasmarkanym nosem i idiotycznymi, zgoła nieprawdziwymi przemyśleniami w oszalałej z nagła głowie.
Właśnie w takich chwilach trzeba kochać siebie najbardziej. Mieć dla siebie najwięcej wyrozumiałości i troski. Ukochać siebie w najprostszy dostępny sposób, okryć się kocykiem, włączyć kojącą muzykę, zrobić sobie dobrej herbaty. Poleżeć, jeśli nie mam na nic siły, i nie winić siebie za to. Są takie dni. Co zrobić? To cenne dni, bo coś w środku może się przetransformować. O ile tylko jest się na to uważnym.
Bo to już tak jest, że nawet jeśli z zewnątrz przyjdzie pocieszenie, a ból nie zostanie do końca strawiony i zaopiekowany, to i tak wkrótce coś znowu przekieruje uwagę do bolącego miejsca. To jak z bolącym zębem. Bez zlikwidowania źródła bólu, środki zaradcze pomogą tymczasowo.
Bezwarunkowa i niezłomna uważność może sprawić, że ból w końcu się wypali. Bywa, że trwa to godzinami, albo i miesiącami, ale bycie dla siebie obecnym ostatecznie wszystko zmienia.
To nieuchronne.
Nieuchronnie pewnie też pojawi się inny rodzaj bólu, ale można już wtedy przyjąć go w inny sposób – jak nauczyciela życia, który sam odejdzie, gdy już nie będzie potrzebny.
Obecność w tu i teraz, bez kręcenia filmów w głowie (czy to o przeszłości, czy o przyszłości), to sztuka. Czasem samo tylko obserwowanie własnych myśli obnaża ich absurdalność. A czasem w świadomy sposób trzeba je podważyć, podając logiczne i poparte przykładami z życia argumenty na rzecz przeciwstawnej tezy.
Wszyskie zdarzenia i doświadczenia podlegają interpretacji. Mądrość i kreatywność zarazem polega na tym, by interpretować je w budujący sposób. Przecież inny nie ma sensu… Czasem całe wewnętrzne oprogramowanie krzyczy: przecież widzę, że jest tak, a tak! Ale nawet wtedy warto sprawdzać, pytać, kwestionować…
Niby wiadomo, że przeszłość nie powinna rzutować na interpretację całkiem nowych zdarzeń, ale w praktyce łatwo się zapomnieć. Myśli natury myślotokowej zawsze podążą wydeptaną ścieżką… Dlatego przytomność i podważanie własnych przekonań są co najmniej wskazane.
Co poza tym?
Oddech, przytomność i stałe powracanie do obserwowania pojawiających się myśli i emocji. Czasem ten myślowo-emocjonalny wir jest tak mocny, że trudno utrzymać przytomność i na chwilę (albo i na dłużej) człowiek daje się wciągnąć w obłąkańczą wewnętrzną narrację.
Może temu towarzyszyć określony fizyczny symptom w ciele, np. poczucie ucisku czy ściśnięcia w brzuchu lub w klatce piersiowej. To tylko przykłady, bo symptomów może być tyle, ilu ludzi. Tak czy owak, myślotok, natłok emocji i jakiś rodzaj zapisu w ciele zwykle idą parami, a w zasadzie – trójkami. I najlepiej rozprawić się z nimi po całości.
Istnieje wiele rodzajów rozbrajania ciała, czyli usuwania zapisów współgrających z określonymi stanami myślowo-emocjonalnymi. Najprostszą jednak – i dostępną w warunkach domowych – metodą jest oddech. Czyli intencjonalne zwrócenie uwagi na miejsce w ciele, gdzie odczuwalny jest symptom, połączone z powolnym, jakby pełnym namysłu oddechem kierowanym w wyobraźni do dokuczliwego miejsca. Warto zamknąć oczy i totalnie się na tym skoncentrować. Dać sobie na to czas i przestrzeń. Bez zakłóceń z zewnątrz. Tak, aby całą uwagę skierować na siebie, na miejsce, do którego się oddycha.
W podobny sposób można zaopiekować się lękiem – świadomie oddychając do miejsca w ciele, w którym się zagnieździł. Intuicja powie, które to miejsce. Zwykle takie oddychanie wnosi rozluźnienie i więcej energii, a nawet duuuuużo energii…
To tylko i aż garść prostych technik dostępnych bez recepty.
Czy to działa na wszystko? No cóż. To zależy. 🙂
Im większa samoświadomość i pojemność psychologiczna, tym więcej można samemu dla siebie zrobić.
Nie chodzi jednak o to, aby się nadwyrężać.
Sięgnięcie po pomoc z zewnątrz to również przejaw dojrzałej miłości własnej.